czwartek, 13 czerwca 2013

Ładne to nasze morze......


wtorek, 11 czerwca 2013

Rewal


                                        Wakacyjny kurs Masażu Dźwiękiem w Rewalu




Dźwięcznie roześmiana grupa na spacerku 6 czerwca 2013r.











Małgosia Musioł w akcji .
Wieczorny koncert na plaży.

Wysyłamy w kosmos swoje marzenia.

Niech się spełni!!!!!!!!!!!

 




Rewalskie kłódki niezapominajki na tarasie widokowym

Rewalska legenda

Według starej legendy, niegdyś w Rewalu niedaleko brzegu pojawił się wielki wieloryb. Długo próbowano wyciągnąć go na brzeg, do tego celu sprowadzając nawet konie z pobliskiego Śliwina. Niestety nawet to nie poskutkowało. Dopiero silny sztorm zdołał wyrzucić wieloryba na brzeg. Zwierzę poćwiartowano i przewieziono do Trzebiatowa, gdzie przechowywano jego szkielet w kościele Mariackim. Jedno z żeber trafiło do trzęsackiego kościoła na klifie, skąd po zamknięciu świątyni zostało przeniesione do katedry w Kamieniu Pomorskim. Niektóre źródła utrzymują że żebro wciąż znajduje się w kamieńskiej katedrze.

Świerze wędzone ryby -- mniam




Morze nasze morze

O Juracie Królowej Bałtyku

 Przed wiekami na dnie Bałtyku swoje królestwo miała morska królowa, zwana Juratą, czy jej piękny, podwodny pałac odbijający się gdzieś pod falami bursztynowo-złotą poświatą znajdował się niedaleko miejscowości, którą możesz znaleźć na mapie i która nosi nazwę…Jurata? Być może. Nad brzegiem morza pewien młody rybak, którego zwano Castitisem co rano rozpoczynał przygotowania do połowu, mozolnie spychał swoją łódkę na wodę i łowił ryby – nie wiedział, że nie może się to spodobać morskiej królowej. Jurata znana była w całym podmorskim świecie, była łaskawą władczynią, opiekowała się wszystkimi morskimi stworzeniami, każdy, nawet najmniejsza rybka mogła się czuć bezpiecznie w królestwie Juraty – wrażliwej, spokojnej i sprawiedliwej. Nie upłynęło więc wiele czasu, gdy zaniepokojone ryby doniosły swojej królowej o codziennych połowach Castitisa. Jurata, gdy tylko dowiedziała się o praktykach młodego rybaka bardzo się rozzłościła, nie dość, że śmiał naruszać spokój należących do niej wód, to jeszcze nie szanował jej wodnych poddanych i łowił coraz więcej ryb, podczas, gdy ona, Jurata, była dla nich tak łaskawa i życzliwa, co prawda miała pewną słabość – bardzo lubiła flądry, ale jak mawiano w nadmorskich wioskach, Jurata nie potrafiła ich pozbawiać życia i nawet, jeśli już, już miała zjeść flądrę, w połowie przestawała i drugą połowę ryby wrzucała do wody – stąd powszechnie uważano, że flądry, różniące się wyglądem od innych ryb, żyją jako połówki, z jednym okiem i jedną stroną. Czy taki wygląd zawdzięczały Juracie? Tego do końca nie wiadomo.
Wściekła na zuchwałego rybaka królowa postanowiła pomścić złowione przez niego ryby – zwołała wodne nimfy i boginie, najpiękniejsze, o wspaniałych i kuszących głosach, i wraz z nimi przygotowała na biednego Castitisa pułapkę…Orszak Juraty przybył na miejsce, w którym rybak zwykł codziennie zapuszczać swoje sieci, gdy tylko morskie nimfy zobaczyły jego łódź zaczęły śpiewać pięknymi, coraz donośniejszymi głosami, urocza pieśń niosła się nad wodami Bałtyku i wraz z wiatrem dotarła do uszu Castitisa.
Młody rybak, mimo zmęczenia żmudną pracą na chwilę zatrzymał wzrok nad taflą połyskującej zielenią, błękitem i złotem wody, coś w niej zamigotało, coś znów jakby zaśpiewało, wyraźnie z głębi morza dało się słyszeć zrazu urywane, a później układające się w niezwykłą melodię dźwięki – takiej muzyki młody rybak nie słyszał jeszcze nigdy w życiu, co prawda matka czytała mu w dzieciństwie o pięknym śpiewie morskich bogiń, o tym, że śpiew ten może być zgubny, gdy rybak się zasłucha w jego ton…ale o tym Castitis zasłuchany w srebrne i złote dźwięki, ni to fale, ni to wiatr, ni szum morza nie pamiętał i wtedy, nagle z morskich odmętów wydobyła się tuż przed nim piękna pani, patrzyła na niego groźnie, oczy miała w kolorze chłodnego, szaro-niebieskiego morza, cała w zieleni, szmaragdach, bursztynie i złotych łuskach. Nigdy wcześniej rybak nie widział kogoś tak niezwykłego, kobieta, a była nią Jurata, początkowo z wielką złością przyglądała się zuchwałemu rybakowi, który śmiał wtargnąć w wody jej królestwa i łowić ryby, chciała go obezwładnić kuszącym śpiewem morskich bogiń i nimf, wciągnąć pod wodę i udusić, już miała biednego Castitisa wepchnąć w wodny odmęt, schłodzić zimnem swojego spojrzenia, gdy w porannym słońcu zobaczyła jego twarz, a trzeba powiedzieć, że Castitis uchodził za najbardziej urodziwego młodzieńca w całej wiosce, a może i na całym bałtyckim wybrzeżu – Jurata, która nigdy wcześniej nie widziała tak pięknego chłopca, w jednej chwili zakochała się w nim i obiecała darować życie, jeśli Castitis zgodzi się być z nią.
Tak też się stało, królowa co wieczór wypływała ze swego bursztynowego pałacu i spotykała się z ukochanym. Tak mijały dni, tygodnie, miesiące, Castitis i Jurata byli bardzo szczęśliwi, a o ich miłości rozprawiali podwodni mieszkańcy Bałtyku, wieść o zakochanej w śmiertelniku Juracie roznosiła się dalej i dalej, w końcu dotarła do Perkuna, mściwego boga ognia i błyskawic, który władał potężnym i niebezpiecznym orężem – ognistym piorunem. Zazdrosny Perkun postanowił zabić miłość Juraty i Castitisa, cisnął piorunem w wody Bałtyku, ogień zniszczył bursztynowe komnaty pałacu Juraty i zabił królową. Rybaka także nie ominął ponury los – Perkun nakazał przykuć go do podmorskiej skały, do tej poty biedny Castitis płacze za ukochaną Juratą, a gdy ciężkie chmury unoszą się nad Bałtykiem, a w jego wodach szumi wiatr, można usłyszeć jakby łkanie niosące się z wodnych głębin. Czy to głos Castitisa? Może…a gdy na plaży znajdziesz bursztyn, przypomnij sobie o Królowej Bałtyku, czy to kawałeczek ściany ugodzonego piorunem Perkuna pałacu Juraty?

Pyszny obiadek - porcja dla Kinkonga




Muszelkowe uczucia
  Bursztyn                                                                                                                                                                                                  Bursztyn transmituje energię Merkurego udzielając jasności myśli, czystości uczuć, zdolnością zachowywania pogody ducha i wyrozumiałości we wszelkich okolicznościach życia. Bursztyn jest symbolem optymizmu (leczy z pesymizmu) i wiecznie odradzającej się nowej fali życia.
Tutaj się działo
Ruiny kościółka w Trzęsaczu - legenda o Syrence

O kościele w Trzęsaczu pochłoniętym przez Bałtyk

W dawnych wiekach kiedy na ziemiach polskich żyły pogańskie plemiona ludzie trudnili się rolnictwem, polowaniami w lasach, a mieszkający nad morzem połowem ryb. Ci ostatni, rybacy cieszyli się szczególnymi względami u bóstwa mórz. Zawsze wracali z pełnymi sieciami, a wieczorami na brzegu słyszeć można było przepiękny śpiew syren, córek Bałtyku. Muzyka wprawiała ludzi w dobry nastrój i pozwalała odpoczywać, odzyskiwać siły po pracy dobrym, głębokim snem. Ludzie chwalili hojność boga, jego potęgę i dobroć.

Był to też czas kiedy do Polski przybyli pierwsi chrześcijanie. Opowiadali oni o Jedynym Bogu, nauczali jego mądrości i budowali pierwsze kościoły. Jeden z takich kościołów powstał nieopodal brzegu morza. Nauczający w nim kapłan był bardzo dumny, gdyż ze świątyni roztaczał się piękny widok. Ksiądz opowiadał o tym jak wspaniały świat stworzył Bóg i pokazywał na krajobraz roztaczający się za oknem.

Kapłan tak jak rybacy słyszał nocami piękny śpiew dobiegający znad morza i postanowił zapytać mieszkańców okolicznej wioski co to jest. Kiedy dowiedział się, że to syreny postanowił i te boskie stworzenia nawrócić na swoją wiarę. Polecił rybakom, aby złapane w sieci córki mórz przynosili do świątyni, gdyż zdarzało się czasem, że te zaplątywały się w ludzkie sieci.

Kiedy kolejny raz syrena zaplątała się w sieci, rybacy nie wypuścili jej jak to robili do tej pory tylko przynieśli do świątyni na brzegu morza. Kapłan bardzo się ucieszył i od razu rozpoczął nauczanie o Bogu, a na koniec ochrzcił pół-dziewczynę pół-rybę. Syrena płakała, prosiła, aby ją wypuścić, gdyż nie może żyć bez morza. Kapłan był jednak niewzruszony i zostawił dziewczynę na noc w małym pokoiku przy kościele.

Długo w nocy było słychać głośny płacz córki morza. Aż w końcu rybakom zrobiło się jej żal, więc postanowili pójść do świątyni i uwolnić syrenę. Kiedy otworzyli drzwi do pokoiku w którym była zamknięta było już za późno. Dziewczyna z żalu umarła. Wzięli ją na ręce i chcieli oddać jej ciało morzu, lecz wtedy przyszedł kapłan i powiedział:
- To boskie stworzenie jest chrześcijaninem i powinno zostać pochowane jak każdy chrześcijanin na cmentarzu.
I tak syrenę złożono w grobie na przykościelnym cmentarzu.

Kiedy bóg mórz dowiedział się co stało się z jego córką strasznie się rozgniewał. Wezwał fale, aby uderzały w brzeg w pobliżu którego stał kościół, aż odzyska ciało syreny. Fale biły i biły, a ziemia w tym miejscu, aż się trzęsła od siły żywiołu. Wiele czasu upłynęło nim bóstwo odzyskało ciało córki. Brzeg pod wpływem uderzeń fal został podmyty, cmentarz i większość świątyni pochłonęło morze. Zostały tylko ruiny. Pobliska wioska zaś  od wstrząsów wywoływanych przez fale nazwana została Trzęsaczem.

Bóg mórz wciąż jest rozgniewany za śmierć córki. Dalej uderza w brzeg, gdzie stoją ruiny kościoła i podobno będzie to robił, aż do czasu gdy ruiny świątyni i pamięć o niej nie znikną na zawsze. Nie słychać też cudownego śpiewu jego pozostałych córek, syren, które nie ufają już i boją się ludzi





O skąpym rybaku Trzęsaczu
Dawno, dawno temu w nadmorskiej osadzie mieszkał rybak Olbracht. Wielki i mocarny był z niego chłop, toteż nigdy nie miał problemu z wyciąganiem sieci pełnej ryb, którą zwykli rybacy wyciągali we dwóch. Pływał więc sam, dzięki czemu złowionych ryb wystarczyło na wyżywienie żony, gromadki dzieci i zostawało jeszcze na sprzedaż.
Nosił je Olbracht na targ do dalekiego Trzebiatowa, a uzyskane dukaty odkladał.
  Pęczniała jego sakiewka, kupił więc spory kawałek ziemi, by na niej gospodarzyć. Nie zamierzał jednak rezygnować z dotychczasowych dochodów; najął do połowu ryb kilku biednych rybaków, których zmuszał do wypłynięcia w morze nawet mimo złej pogody. Sam zaś gospodarzył na swojej ziemi odległej od morskiego brzegu o kilka wiorst. Gdy strudzeni rybacy wracali z połowu, a ryb było niewiele, rugał ich na wszelkie sposoby i nieraz chłostał batem, który zawsze nosił w cholewie buta. Im bardziej stawał się bogaty, tym bardziej skąpił żonie i dzieciom, tym bardziej stawał się okrutny dla pracowników, parobków i rybaków.
Widok na ruiny Trzęsacz z plaży
Trzęsacz - ruiny widok z plaży
Siły i energii było w nim tyle, że w złości potrafił podnieść rybaka i miotać i trząść nim w szale złości za nieudany połów. Toteż rybacy, parobkowie i ich rodziny coraz częściej nazywali Olbrachta Trzęsaczem.
Pewnego jesiennego dnia wiało mocno, ciężkie, ołowiane chmury zwiastujące niepogodę, przetaczały się po niebie. Słońce dopiero nieśmiało wychylało swoją tarczę zza horyzontu, gdy zatrudnieni przez Olbrachta rybacy stali przed jego domem, czekając z nadzieją, że ten nie każe im dziś wypływać na połów. Jakże srodze zawiedli się, gdy gospodarz swym zwyczajem chwycił jednego z nich za gardło, podniósł do góry i trzęsąc wrzeszczał - jazda na morze i bez ryb nie wracać!
Cóż było robić. Powędrowali na odległy od osady o 2 km brzeg, zepchnęli łodzie na wzburzone morze i powiosłowali. Tymczasem sztorm rozszalał się na dobre. Próżno rodziny wyczekiwały na powrót łodzi z rybakami. Pochłonęło je rozszalałe morze. Rozpacz owdowiałych kobiet była tak wielka, że przeklęły one Olbrachta Trzęsacza  wzywając niebiosa i morze, by  pochłonęły go razem z jego dobytkiem za jego chciwość i brak miłosierdzia. Od tej pory Olbracht, jakby w obawie przed spełnieniem klątwy nie wypływał w morze, by nie kusić losu. Gospodarzył na kupionej wcześniej ziemi.
Jako że krzywda nie została naprawiona, a klątwa cofnięta, co roku morze szalejąc w sztormowe dni kąsa falami wysoki brzeg, coraz bardziej zbliżając się do posiadłości Olbrachta zwanego Trzęsaczem. I tak będzie do dnia, kiedy wypełni się klątwa, do dnia , w którym wszystkie dawne posiadłości Trzęsacza pochłonie morze!








Zachód słońca

Dokąd zmierzam? albo : skąd przychodzę?





Ślady Stóp


Wiele lat temu żył człowiek, który głęboko wierzył w Boga, był gorliwym chrześcijaninem, przestrzegał wszystkich przykazań...Chyba w nagrodę za to spotkała Go wielka łaska...Zawsze kiedy szedł brzegiem morza i spoglądał przez ramię widział ślady dwóch par stóp, jedne należały do niego, drugie do towarzyszącego mu zawsze Jezusa......I tak było przez wiele, wiele długich lat.........Nadszedł jednak czas w życiu tego człowieka, kiedy to spotkało Go nieszczęście, miał wiele problemów.....Pewnego wieczoru, znękany i zrozpaczony udał się nad morze....Przez chwilę szedł i myślał o swoich problemach...W pewnym momencie przypomniał sobie o śladach...Obejrzał się i .....zapłakał...ponieważ ujrzał tylko jedne ślady stóp....Zasmucił się jeszcze bardziej, ponieważ poczuł się opuszczony przez Jezusa.....Od tej pory już nie chodził nad morze.Po kilku latach w Jego życiu zaczęło się znowu dobrze dziać, minęły złe chwile. Pewnego wieczoru poszedł znów nad morze i szedł jego brzegiem.....Po jakimś czasie obejrzał się za siebie i przeżył szok! Ujrzał ślady dwóch par stóp! Wtedy z wyrzutem zawołał: Teraz jesteś?! A gdzie byłeś, kiedy przeżywałem takie cierpienia?! Dlaczego mnie wtedy opuściłeś?!....................I nagle rozległ się głos...."Oj, nieszczęsny człowieku-ja Cię wcale nie opuściłem, zawsze byłem przy Tobie...Te ślady tylko jednej pary stóp, które widziałeś przed laty na piasku nie należały do Ciebie...To były moje ślady...Kiedy Ci było najtrudniej, kiedy już upadałeś...... ja Cię wziąłem na ręce..."


 







Zaczarowany pierścień