Wakacyjny kurs Masażu Dźwiękiem w Rewalu
 |
Dźwięcznie roześmiana grupa na spacerku 6 czerwca 2013r. |
Małgosia Musioł w akcji .
Wieczorny koncert na plaży.
Wysyłamy w kosmos swoje marzenia.
Niech się spełni!!!!!!!!!!!
 |
Rewalskie kłódki niezapominajki na tarasie widokowym |
Rewalska legenda
Według starej legendy, niegdyś w Rewalu niedaleko brzegu pojawił się
wielki wieloryb. Długo próbowano wyciągnąć go na brzeg, do tego celu
sprowadzając nawet konie z pobliskiego Śliwina. Niestety nawet to nie
poskutkowało. Dopiero silny sztorm zdołał wyrzucić wieloryba na brzeg.
Zwierzę poćwiartowano i przewieziono do Trzebiatowa, gdzie przechowywano
jego szkielet w kościele Mariackim. Jedno z żeber trafiło do
trzęsackiego kościoła na klifie, skąd po zamknięciu świątyni zostało
przeniesione do katedry w Kamieniu Pomorskim. Niektóre źródła utrzymują
że żebro wciąż znajduje się w kamieńskiej katedrze.
 |
Świerze wędzone ryby -- mniam |
 |
Morze nasze morze |
O Juracie Królowej Bałtyku
Przed wiekami na dnie Bałtyku swoje królestwo miała
morska królowa, zwana Juratą, czy jej piękny, podwodny pałac odbijający
się gdzieś pod falami bursztynowo-złotą poświatą znajdował się niedaleko
miejscowości, którą możesz znaleźć na mapie i która nosi nazwę…Jurata?
Być może. Nad brzegiem morza pewien młody rybak, którego zwano
Castitisem co rano rozpoczynał przygotowania do połowu, mozolnie spychał
swoją łódkę na wodę i łowił ryby – nie wiedział, że nie może się to
spodobać morskiej królowej. Jurata znana była w całym podmorskim
świecie, była łaskawą władczynią, opiekowała się wszystkimi morskimi
stworzeniami, każdy, nawet najmniejsza rybka mogła się czuć bezpiecznie w
królestwie Juraty – wrażliwej, spokojnej i sprawiedliwej. Nie upłynęło
więc wiele czasu, gdy zaniepokojone ryby doniosły swojej królowej o
codziennych połowach Castitisa.
Jurata, gdy tylko dowiedziała się o praktykach młodego rybaka bardzo
się rozzłościła, nie dość, że śmiał naruszać spokój należących do niej
wód, to jeszcze nie szanował jej wodnych poddanych i łowił coraz więcej
ryb, podczas, gdy ona, Jurata, była dla nich tak łaskawa i życzliwa, co
prawda miała pewną słabość – bardzo lubiła flądry, ale jak mawiano w
nadmorskich wioskach, Jurata nie potrafiła ich pozbawiać życia i nawet,
jeśli już, już miała zjeść flądrę, w połowie przestawała i drugą połowę
ryby wrzucała do wody – stąd powszechnie uważano, że flądry, różniące
się wyglądem od innych ryb, żyją jako połówki, z jednym okiem i jedną
stroną. Czy taki wygląd zawdzięczały Juracie? Tego do końca nie wiadomo.
Wściekła na zuchwałego rybaka królowa postanowiła pomścić złowione
przez niego ryby – zwołała wodne nimfy i boginie, najpiękniejsze, o
wspaniałych i kuszących głosach, i wraz z nimi przygotowała na biednego
Castitisa pułapkę…Orszak Juraty przybył na miejsce, w którym rybak zwykł
codziennie zapuszczać swoje sieci, gdy tylko morskie nimfy zobaczyły
jego łódź zaczęły śpiewać pięknymi, coraz donośniejszymi głosami, urocza
pieśń niosła się nad wodami Bałtyku i wraz z wiatrem dotarła do uszu
Castitisa.
Młody rybak, mimo zmęczenia żmudną pracą na chwilę zatrzymał wzrok nad
taflą połyskującej zielenią, błękitem i złotem wody, coś w niej
zamigotało, coś znów jakby zaśpiewało, wyraźnie z głębi morza dało się
słyszeć zrazu urywane, a później układające się w niezwykłą melodię
dźwięki – takiej muzyki młody rybak nie słyszał jeszcze nigdy w życiu,
co prawda matka czytała mu w dzieciństwie o pięknym śpiewie morskich
bogiń, o tym, że śpiew ten może być zgubny, gdy rybak się zasłucha w
jego ton…ale o tym Castitis zasłuchany w srebrne i złote dźwięki, ni to
fale, ni to wiatr, ni szum morza nie pamiętał i wtedy, nagle z morskich
odmętów wydobyła się tuż przed nim piękna pani, patrzyła na niego
groźnie, oczy miała w kolorze chłodnego, szaro-niebieskiego morza, cała w
zieleni, szmaragdach, bursztynie i złotych łuskach. Nigdy wcześniej
rybak nie widział kogoś tak niezwykłego, kobieta, a była nią Jurata,
początkowo z wielką złością przyglądała się zuchwałemu rybakowi, który
śmiał wtargnąć w wody jej królestwa i łowić ryby, chciała go obezwładnić
kuszącym śpiewem morskich bogiń i nimf, wciągnąć pod wodę i udusić, już
miała biednego Castitisa wepchnąć w wodny odmęt, schłodzić zimnem
swojego spojrzenia, gdy w porannym słońcu zobaczyła jego twarz, a trzeba
powiedzieć, że Castitis uchodził za najbardziej urodziwego młodzieńca w
całej wiosce, a może i na całym bałtyckim wybrzeżu – Jurata, która
nigdy wcześniej nie widziała tak pięknego chłopca, w jednej chwili
zakochała się w nim i obiecała darować życie, jeśli Castitis zgodzi się
być z nią.
Tak też się stało, królowa co wieczór wypływała ze swego
bursztynowego pałacu i spotykała się z ukochanym. Tak mijały dni,
tygodnie, miesiące, Castitis i Jurata byli bardzo szczęśliwi, a o ich
miłości rozprawiali podwodni mieszkańcy Bałtyku, wieść o zakochanej w
śmiertelniku Juracie roznosiła się dalej i dalej, w końcu dotarła do
Perkuna, mściwego boga ognia i błyskawic, który władał potężnym i
niebezpiecznym orężem – ognistym piorunem. Zazdrosny Perkun postanowił
zabić miłość Juraty i Castitisa, cisnął piorunem w wody Bałtyku, ogień
zniszczył bursztynowe komnaty pałacu Juraty i zabił królową. Rybaka
także nie ominął ponury los – Perkun nakazał przykuć go do podmorskiej
skały, do tej poty biedny Castitis płacze za ukochaną Juratą, a gdy
ciężkie chmury unoszą się nad Bałtykiem, a w jego wodach szumi wiatr,
można usłyszeć jakby łkanie niosące się z wodnych głębin. Czy to głos
Castitisa? Może…a gdy na plaży znajdziesz bursztyn, przypomnij sobie o
Królowej Bałtyku, czy to kawałeczek ściany ugodzonego piorunem Perkuna
pałacu Juraty?

 |
Pyszny obiadek - porcja dla Kinkonga |
 |
Muszelkowe uczucia |
 |
Bursztyn Bursztyn transmituje
energię Merkurego udzielając jasności myśli, czystości uczuć,
zdolnością zachowywania pogody ducha i wyrozumiałości we wszelkich
okolicznościach życia. Bursztyn jest symbolem optymizmu (leczy z pesymizmu) i wiecznie odradzającej się nowej fali życia. |
 |
Tutaj się działo |
 |
Ruiny kościółka w Trzęsaczu - legenda o Syrence |
O kościele w Trzęsaczu pochłoniętym przez Bałtyk
W dawnych wiekach kiedy na ziemiach polskich żyły pogańskie plemiona
ludzie trudnili się rolnictwem, polowaniami w lasach, a mieszkający nad
morzem połowem ryb. Ci ostatni, rybacy cieszyli się szczególnymi
względami u bóstwa mórz. Zawsze wracali z pełnymi sieciami, a wieczorami
na brzegu słyszeć można było przepiękny śpiew syren, córek Bałtyku.
Muzyka wprawiała ludzi w dobry nastrój i pozwalała odpoczywać,
odzyskiwać siły po pracy dobrym, głębokim snem. Ludzie
chwalili hojność boga, jego potęgę i dobroć.
Był to też czas kiedy do Polski przybyli pierwsi chrześcijanie.
Opowiadali oni o Jedynym Bogu, nauczali jego mądrości i budowali
pierwsze kościoły. Jeden z takich kościołów powstał nieopodal brzegu
morza. Nauczający w nim kapłan był bardzo dumny, gdyż ze świątyni
roztaczał się piękny widok. Ksiądz opowiadał o tym jak wspaniały świat
stworzył Bóg i pokazywał na krajobraz roztaczający się za oknem.
Kapłan tak jak rybacy słyszał nocami piękny śpiew dobiegający znad morza
i postanowił zapytać mieszkańców okolicznej wioski co to jest. Kiedy
dowiedział się, że to syreny postanowił i te boskie stworzenia nawrócić
na swoją wiarę. Polecił rybakom, aby złapane w sieci córki mórz
przynosili do świątyni, gdyż zdarzało się czasem, że te
zaplątywały się w ludzkie sieci.
Kiedy kolejny raz syrena zaplątała się w sieci, rybacy nie wypuścili jej
jak to robili do tej pory tylko przynieśli do świątyni na brzegu morza.
Kapłan bardzo się ucieszył i od razu rozpoczął nauczanie o Bogu, a na
koniec ochrzcił pół-dziewczynę pół-rybę. Syrena płakała, prosiła, aby ją
wypuścić, gdyż nie może żyć bez morza. Kapłan był jednak niewzruszony i
zostawił dziewczynę na noc w małym pokoiku przy kościele.
Długo w nocy było słychać głośny płacz córki morza. Aż w końcu rybakom
zrobiło się jej żal, więc postanowili pójść do świątyni i uwolnić
syrenę. Kiedy otworzyli drzwi do pokoiku w którym była zamknięta było
już za późno. Dziewczyna z żalu umarła. Wzięli ją na ręce i chcieli
oddać jej ciało morzu, lecz wtedy przyszedł kapłan i powiedział:
- To boskie stworzenie jest chrześcijaninem i powinno zostać pochowane jak każdy chrześcijanin na cmentarzu.
I tak syrenę złożono w grobie na przykościelnym cmentarzu.
Kiedy bóg mórz dowiedział się co stało się z jego córką strasznie się
rozgniewał. Wezwał fale, aby uderzały w brzeg w pobliżu którego stał
kościół, aż odzyska ciało syreny. Fale biły i biły, a ziemia w tym
miejscu, aż się trzęsła od siły żywiołu. Wiele czasu upłynęło nim bóstwo
odzyskało ciało córki. Brzeg pod wpływem uderzeń fal został podmyty,
cmentarz i większość świątyni pochłonęło morze. Zostały tylko ruiny.
Pobliska wioska zaś od wstrząsów wywoływanych przez fale nazwana
została Trzęsaczem.
Bóg mórz wciąż jest rozgniewany za śmierć córki. Dalej uderza w brzeg,
gdzie stoją ruiny kościoła i podobno będzie to robił, aż do czasu gdy
ruiny świątyni i pamięć o niej nie znikną na zawsze. Nie słychać też
cudownego śpiewu jego pozostałych córek, syren, które nie ufają już i
boją się ludzi
O skąpym rybaku Trzęsaczu
Dawno, dawno temu w nadmorskiej osadzie mieszkał
rybak Olbracht. Wielki i mocarny był z niego chłop, toteż nigdy nie miał
problemu z wyciąganiem sieci pełnej ryb, którą zwykli rybacy wyciągali
we dwóch. Pływał więc sam, dzięki czemu złowionych ryb wystarczyło na
wyżywienie żony, gromadki dzieci i zostawało jeszcze na sprzedaż.
Nosił je Olbracht na targ do dalekiego Trzebiatowa, a uzyskane dukaty odkladał.
Pęczniała jego sakiewka, kupił więc spory kawałek ziemi, by na niej
gospodarzyć. Nie zamierzał jednak rezygnować z dotychczasowych dochodów;
najął do połowu ryb kilku biednych rybaków, których zmuszał do
wypłynięcia w morze nawet mimo złej pogody. Sam zaś gospodarzył na
swojej ziemi odległej od morskiego brzegu o kilka wiorst. Gdy strudzeni
rybacy wracali z połowu, a ryb było niewiele, rugał ich na wszelkie
sposoby i nieraz chłostał batem, który zawsze nosił w cholewie buta. Im
bardziej stawał się bogaty, tym bardziej skąpił żonie i dzieciom, tym
bardziej stawał się okrutny dla pracowników, parobków i rybaków.
Trzęsacz - ruiny widok z plaży
Siły
i energii było w nim tyle, że w złości potrafił podnieść rybaka i
miotać i trząść nim w szale złości za nieudany połów. Toteż rybacy,
parobkowie i ich rodziny coraz częściej nazywali Olbrachta Trzęsaczem.
Pewnego
jesiennego dnia wiało mocno, ciężkie, ołowiane chmury zwiastujące
niepogodę, przetaczały się po niebie. Słońce dopiero nieśmiało wychylało
swoją tarczę zza horyzontu, gdy zatrudnieni przez Olbrachta rybacy
stali przed jego domem, czekając z nadzieją, że ten nie każe im dziś
wypływać na połów. Jakże srodze zawiedli się, gdy gospodarz swym
zwyczajem chwycił jednego z nich za gardło, podniósł do góry i trzęsąc
wrzeszczał - jazda na morze i bez ryb nie wracać!
Cóż było robić.
Powędrowali na odległy od osady o 2 km brzeg, zepchnęli łodzie na
wzburzone morze i powiosłowali. Tymczasem sztorm rozszalał się na dobre.
Próżno rodziny wyczekiwały na powrót łodzi z rybakami. Pochłonęło je
rozszalałe morze. Rozpacz owdowiałych kobiet była tak wielka, że
przeklęły one Olbrachta Trzęsacza wzywając niebiosa i morze, by
pochłonęły go razem z jego dobytkiem za jego chciwość i brak
miłosierdzia. Od tej pory Olbracht, jakby w obawie przed spełnieniem
klątwy nie wypływał w morze, by nie kusić losu. Gospodarzył na kupionej
wcześniej ziemi.
Jako że krzywda nie została naprawiona, a klątwa
cofnięta, co roku morze szalejąc w sztormowe dni kąsa falami wysoki
brzeg, coraz bardziej zbliżając się do posiadłości Olbrachta zwanego
Trzęsaczem. I tak będzie do dnia, kiedy wypełni się klątwa, do dnia , w
którym wszystkie dawne posiadłości Trzęsacza pochłonie morze!
 |
Zachód słońca |
 |
Dokąd zmierzam? albo : skąd przychodzę?
|
|
|
Ślady Stóp
|
|
|
|
|
|
  
Wiele lat temu żył człowiek, który głęboko wierzył w Boga, był gorliwym
chrześcijaninem, przestrzegał wszystkich przykazań...Chyba w nagrodę za
to spotkała Go wielka łaska...Zawsze kiedy szedł brzegiem morza i
spoglądał przez ramię widział ślady dwóch par stóp, jedne należały do
niego, drugie do towarzyszącego mu zawsze Jezusa......I tak było przez
wiele, wiele długich lat.........Nadszedł jednak czas w życiu tego
człowieka, kiedy to spotkało Go nieszczęście, miał wiele
problemów.....Pewnego wieczoru, znękany i zrozpaczony udał się nad
morze....Przez chwilę szedł i myślał o swoich problemach...W pewnym
momencie przypomniał sobie o śladach...Obejrzał się i
.....zapłakał...ponieważ ujrzał tylko jedne ślady stóp....Zasmucił się
jeszcze bardziej, ponieważ poczuł się opuszczony przez Jezusa.....Od tej
pory już nie chodził nad morze.Po kilku latach w Jego życiu zaczęło się
znowu dobrze dziać, minęły złe chwile. Pewnego wieczoru poszedł znów
nad morze i szedł jego brzegiem.....Po jakimś czasie obejrzał się za
siebie i przeżył szok! Ujrzał ślady dwóch par stóp! Wtedy z wyrzutem
zawołał: Teraz jesteś?! A gdzie byłeś, kiedy przeżywałem takie
cierpienia?! Dlaczego mnie wtedy opuściłeś?!....................I nagle
rozległ się głos...."Oj, nieszczęsny człowieku-ja Cię wcale nie
opuściłem, zawsze byłem przy Tobie...Te ślady tylko jednej pary stóp,
które widziałeś przed laty na piasku nie należały do Ciebie...To były
moje ślady...Kiedy Ci było najtrudniej, kiedy już upadałeś...... ja Cię
wziąłem na ręce..."

|
|
|
|
|
 |
Zaczarowany pierścień |